Autor Wiadomość
Demon Of The Fall
PostWysłany: Pon 21:34, 22 Paź 2007    Temat postu: Recenzja "Introducing Joss Stone" z dziennik.pl

"Introducing Joss Stone": ten album trzeba znać

Brytyjska wokalistka Joss Stone jest młoda, pyskata i seksowna. W dodatku nową płytą "Introducing Joss Stone" udowadnia, że współczesny rhythm’n’blues nie musi być wtórny.

Tytuł nowego albumu "Introducing Joss Stone" (Oto Joss Stone) sugeruje debiut. Nic bardziej mylnego, bo to trzeci album dwudziestoletniej wokalistki, która pierwszą płytę nagrała jako szesnastolatka, a w dwa lata później mogła się pochwalić dwoma nagrodami Brit Awards. Ale tytuł ostatniej produkcji przestaje dziwić, jeśli przyjrzymy się poprzednim dokonaniom Stone. Wcześniej na wyrost porównywano ją do takich wokalistek, jak Aretha Franklin czy Janis Joplin. Faktycznie, Brytyjka dysponuje głosem, przy którym Betonce brzmi jak solistka z przykościelnego chórku, ale debiutancki "Soul Sessions", i kolejny "Mind, Body And Soul" nie wybijały się na tle dokonań reszty soulowych panienek prześcigających się w wokalnej ornamentalistyce.

"Introducing Joss Stone" to zupełnie inna historia. Już od otwierającego "Girls Boy Won’t Believe It" słychać, że mamy do czynienia z dojrzałą kobietą. I dopiero teraz porównania do boskiej Arethy wydają się na miejscu. Stone brzmi pewnie i potrafi zaśpiewać z pazurem, ale to nie jest ta wymęczona, udawana agresja znana choćby z nagrań Cristiny Aguilery. Joss Stone nie grozi finezyjnie przyciętym pazurkiem, tylko drapie jak doświadczona życiem kobieta. Kiedy wchodzi w wysokie rejestry, robi to z lekkością, z jaką Pudzianowski podnosi 300-kilogramową oponę.

No i najważniejsze. W końcu dostajemy album, który nie brzmi jak kolejne dzieło Timbalanda, odpowiedzialnego obecnie za połowę popowych produkcji (m.in. Justina Timberlake’a i Nelly Furtado) różniących się od siebie głownie okładkami. Nie ma tu modnych brzmień. To raczej mocarna, unowocześniona elementami hip-hopu wersja stylistyki Motown i hołd oddany gwiazdom legendarnej "czarnej" wytwórni. Prawie w każdym utworze w charakterystycznych chórkach czy rytmicznych aranżach słychać echa The Supremes czy Martha And The Vandellas. Nic dziwnego - w końcu nad albumem spółki z Raphaelem Saadiq (współpracowali m.in. z The Roots i Macy Gray) czuwał Beau Dozier, syn Lamonta Doziera, ojca sukcesów, jakie wytwórnia Motown odnosiła w latach siedemdziesiątych.

Trudno też nie zauważyć przemiany nastolatki w maszynę do rażenia seksem i charyzmą. To już nie ta sama dziewczynka, która w eleganckiej sukni występowała podczas Live 8 w 2005 roku. Na tegoroczne rozdanie nagród Brit Awards panna Stone wkroczyła w mikro spódniczce i od progu zaczęła żartować z prowadzącego galę Russela Branda oraz z nominowanej do nagrody Amy Winehouse. Miło, że w końcu pojawiła się młoda artystka z charakterem, choć zaczepianie Winehouse to ryzykowna sprawa. Ta ostatnia potrafiła przyłożyć nawet swojemu chłopakowi.

Marcin Staniszewski"

http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=99&ShowArticleId=36292

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group